Mój ostatni wpis na blogu opatrzony jest datą 22 stycznia 2019 roku, potem nastała głucha cisza, która trwała aż do dzisiaj. Mamy październik, nawet końcówkę i szczerze mówiąc ciężko mi wymyślić racjonalne usprawiedliwienie, dla którego przestałam opisywać swoje nieruchomościowe przygody aż na 9 miesięcy! Może ktoś z Was pamięta, ale… w styczniu, rzuciłam etat dla nieruchomości!
I co? Z flipami jednak nie wyszło? Wróciłaś na etat, tak?
Dostałam kilka wiadomości z podobnie brzmiącymi pytaniami… Nie dziwię się, łatwo można dojść do takich właśnie wniosków… Zdecydowanie najczęściej jednak zastanawialiście się, czy te wszystkie szkolenia, to jednak nie jest pic na wodę, czy ci wszyscy nieruchomościowi guru przypadkiem nie sprzedają ściemy za miliony monet i szybko sami dochodziliście do wniosku, że te flipy, to przereklamowane są i wcale nie da się zarobić, jak to mówili na tych youtubach!
Opiszę Wam więc szczerze, dlaczego przestałam pisać na tak długo, co w tym czasie robiłam i czy nieruchomości to ściema! (Chociaż na to ostatnie, odpowiedź znajdziecie już w paru poniższych linijkach…)
Dla niecierpliwych, którzy nie dotrwają do końca wpisu… mały sneak peek:
Po tym, jak poznałam dobrze swój lokalny rynek, poukładałam sobie w głowie zdobytą na szkoleniach wiedzę, zaczęłam działać:
- dokończyłam remont i wynajęłam kawalerkę Darii i Łukasza,
- zrobiłam kurs na licencję pośrednika i zarządcy nieruchomości
- po przewaleniu sterty papierów, wniosków i tysiącach wizyt w Urzędzie Pracy – dostałam dofinansowanie na otworzenie pierwszej działalności…
- i… oczywiście otworzyłam własną firmę!
- zrobiłam pierwszego flipa na ładnie!
- zrobiłam gotowca!
- zorganizowałam swój pierwszy networking nieruchomościowy.
Pisanie bloga zepchnęłam na sam koniec mojej TO DO listy, ale WRACAM, bo jest o czym pisać!
Ach, no i… – nieruchomości to nie ściema, szkolenia są super (trzeba tylko do nich podejść z odpowiednim nastawieniem i mieć realne oczekiwania!)
A teraz wszystko po kolei:
1. Ludziom się nie udaje, bo za szybko się zniechęcają!
No niestety, na każdym szkoleniu to słyszałam – smutne historyjki o ludziach, którzy wychodzili ze szkoleń zachłyśnięci obietnicą zarobienia góry pieniędzy na nieruchomościach, a po 2 tygodniach (niektórym starczały 3 dni…) są wściekli na „tego pseudo guru”, bo w jego mieście „to się nie da zrobić!”. Dla przykładu dostałam kilka wiadomości od młodych i starszych panów, którzy żalili się, że nie ma okazji inwestycyjnych, wszystkie mieszkania drogie, a jak już się coś pojawi to albo licytacja na mieszkaniu, albo schodzi w 5 minut, bo ludzie przez telefon kupują! No bezczelność po prostu… I ja się wtedy ich pytam „Ile nieruchomości obejrzeliście?”, i zawsze słyszę tę samą odpowiedź: „No, tak na razie to w internecie, na olx’ie patrzyłem, ale nic nie ma!”
Nie zdradzę Wam tutaj żadnej tajemnej metody — na wszystkich networkingach i szkoleniach, usłyszycie to samo — „obejrzyjcie minimum 100 mieszkań!”. Potwierdzam, sprawdza się – wiem z autopsji. Dzięki temu nauczycie się swojego rynku, będziecie wiedzieć, co jest faktycznie okazją, a co podpuchą, i co najważniejsze – jestem pewna, że znajdziecie swoją upragnioną okazję! Jest ich mało owszem, bo WSZYSCY teraz flipują i robią gotowce – a co to dla Was oznacza? A to, że Ci „wszyscy” jakoś znajdują okazję inwestycyjną, są tymi, którzy wygrywają licytacje i tymi, którzy kupują nieruchomości przez telefon! Oni mają umiejętności, których można się nauczyć, oni obejrzeli swoje 100 mieszkań.
Niestety mimo tego, że tak ładnie potrafię teraz o tych oczywistych oczywistościach napisać, sama doznałam syndromu „to się nie da…” Stało się to jakość na przełomie stycznia i lutego. Byłam już wtedy bez pracy etatowej, bez prawa do zasiłku, na łasce chłopaka i obiadkach u mamy…
Plan był jasny i ambitny: W styczniu zrobić 3 podnajmy z minimalnym wkładem finansowym, w lutym kupić mieszkanie na flipa i zrobić kolejne 3 podnajmy, a w marcu gotowca strzelić! Fajny plan co? Ambicji mi nigdy nie brakowało…
Styczeń minął, rozpoczęłam współpracę z Łukaszem i Darią przy ich kawalerce na wynajem, wszystko szło pięknie, ale podnajmu ani widu, ani słychu… W lutym doszłam do oczywistych wniosków: „W moim mieście to się nie da zrobić!” Co za ironia… I wcale tych wniosków nie bazowałam na samym przeglądaniu ofert na olx’ie… Oglądałam od 5 do 8 mieszkań tygodniowo i przysięgam, to było zdecydowanie za mało! Dodatkowo te nieruchomości miały bardzo różne przeznaczenia. Jedne oglądałam pod kątem flipa, drugie pod kątem gotowca, a resztę na podnajem. Przecież byłam na tylu szkoleniach z podnajmu u Albrechta, musiałam zrobić choć jeden! A z drugiej strony założyłam bloga „będę flipować”, bo flipowanie było moim pierwotnym planem! A gotowce to w sumie takie połączenie podnajmu z flipem… Nie mogłam się zdecydować. Zawsze mam ten sam problem – nie mogę się zdecydować i chcę wszystko na raz. No i jak się można domyśleć, jak się robi wszystko na raz (i do tego nieumiejętnie), to nie wychodzi z tego nic. Pojawia się rozczarowanie, zniechęcenie i dochodzi się do tych samych wniosków co panowie z pierwszego akapitu…
Na szczęście, prace przy kawalerce Łukasza i Darii (o której przeczytacie w kolejnym wpisie), trwały w najlepsze i były dosyć czasochłonne. Nie nudziłam się, a dodatkowo miałam czas, który wykorzystałam na oglądanie nieruchomości i poznawanie lokalnego rynku. To bardzo ważne — każde miasto jest inne i rządzi się innymi prawami. Ceny są inne, popyt inny, ludzie inni. Uważam, że jedynym sposobem na poznanie potrzeb i możliwości inwestycyjnych w danym mieście jest po prostu DZIAŁANIE, umawianie spotkań, rozmawianie z ludźmi, przy okazji pytanie o ich oczekiwania i oczywiście negocjowanie!
Od zdobycia takiej wiedzy powinien zacząć każdy, kto chce rozpocząć swoją przygodę z nieruchomościami i na to trzeba poświęcić trochę więcej czasu niż Wam się może wydawać!
2. Założę własną firmę i wezmę dofinansowanie z Urzędu Pracy
Taki był mój plan, gdy rzucałam etat. Zgłoszę się jako bezrobotna, złożę odpowiednie wnioski, tylko jeszcze poczekam, aż trafi mi się pierwszy deal, bo nie ma sensu płacić ZUS-u i innych haraczy jak nie ma się nagranej roboty. Logiczne!
I tutaj w sumie nie ma co dużo opowiadać… jak postanowiłam, tak zrobiłam! Zarejestrowałam się jako bezrobotna, „złożyłam papiery” i TADAM — dostałam dofinansowanie.
Żartuję… jest o czym opowiadać! Cały proces trwał ponad pół roku i wcale przyjemny nie był… To on w sumie pochłaniał większość mojego czasu! Opowiem o tych skomplikowanych procedurach i czy warto w ogóle się o dofinansowanie ubiegać w osobnym wpisie.
Tak czy inaczej, to był jeden z bardziej stresujących i czasochłonnych „projektów” tego roku.
3. Zrobiłam licencję pośrednika i zarządcy nieruchomości!
Poprzedni punkt powinnam zacząć od informacji — jaką firmę założyłam… więc spieszę z uzupełnieniem — prowadzę biuro nieruchomości! Dlaczego, wybrałam właśnie taką działalność, napiszę kiedy indziej. Na razie istotne jest to, że żeby dostać dofinansowanie na takie właśnie PKD musiałam wykazać, że znam się na rzeczy i nie wyssałam tego pomysłu z palca! Mam dosyć wszechstronne wykształcenie i zainteresowania, a biorąc pod uwagę fakt, że już raz dostałam od Urzędu dofinansowanie na kurs IT, musiałam udowodnić, że moje nowe hobby ma sens, a ja posiadam odpowiednią wiedzę.
Dodatkowo mogę zdradzić, że kurs trwał kilka tygodni, odbywał się w weekendy, był bardzo intensywny i… również wzięłam na niego dofinansowanie z Urzędu!
4. Przełom w poszukiwaniach okazji inwestycyjnej
W połowie marca, jak co dzień, umówiłam się na oglądanie mieszkania. Wydawało się idealną okazją na flipa. Cena była niska, a właściciele — starsi państwo — przez telefon zdawali się być nieświadomi, jeśli chodzi o ceny rynkowe. Myliłam się. Już dochodząc do bloku, w którym znajdowało się to nieszczęsne mieszkanie, zrozumiałam, co się będzie działo. Otóż zauważyłam kilka samochodów, takich wiecie – niepasujących do otoczenia – lśniące, czarne, mustangi czy inne maserati. FLIPERZY! Czyli będzie licytacja, pomyślałam. Starsi państwo dobrze wiedzieli, co robili i chyba to nie był ich pierwszy raz. Często się spotykałam z tym numerem – ktoś wystawia bardzo tanio mieszkanie, zaprasza 10-15 osób na jedną godzinę, odbywa się licytacja i najczęściej ktoś kupuje nieruchomość, sporo przepłacając. W końcu na takie licytacje przychodzą nie tylko inwestorzy, ale i „zwykli śmiertelnicy”, którzy zawsze kupują pod wpływem emocji.
Coś dobrego jednak z tej licytacji wynikło — poznałam na niej Monikę, mamę 3 dziewczynek, fliperkę, która flipowała w czasach, kiedy jeszcze nikt tego flipami nie nazywał. Była tak energiczna i tak optymistyczna! A ja tego chyba właśnie potrzebowałam… Największą blokadą w mojej głowie była wtedy cena mieszkań. Bałam się kupić za 4 tysiące z metra (jak na Łódź w tamtym czasie była to swego rodzaju granica cenowa dla flipujących), celowałam w 3700 zł tylko, że jakoś nic wycelować nie mogłam… Monika dziarskim tonem powiedziała: „Co ty Dagmara, za czwórkę bież w ciemno, za 7200 sprzedasz!” (znów dla niewtajemniczonych – na tamten moment na olx najwyższe oferty wyremontowanych mieszkań były w granicach 6200 zł za metr) „Ja robię na Limanowskiego teraz i za tyle sprzedam, zobaczysz!”. Warto nadmienić, że ulica Limanowskiego w Łodzi ma raczej słabą reputację. Jest nawet takie powiedzonko: „Limanka — morda nie szklanka”, także wiecie — słaba lokalizacja…
Jednak skoro Monika mogła, to ja też! Tak mnie, zaraziła tym optymizmem, że w tydzień znalazłam mieszkanie! Da się? Da się! Umawiałam minimum 5 spotkań dziennie, zawsze składałam ofertę, jaka mnie interesowała, niezależnie od ceny ofertowej i czy mieszkanie mi się podobało, czy nie. Reakcje były różne, od śmiechu, przez kłótnie po „wynocha”, ale na ostatnim spotkaniu usłyszałam „Dobrze, akceptuję!” – i w ten sposób kupiliśmy pierwsze mieszkanie na flipa! Na kredyt. W dodatku już je sprzedaliśmy!
Dla mnie to był przełom – wystarczyło, żeby ktoś mnie zmotywował i zainspirował! Może Wy też potrzebujecie tylko odpowiedniego bodźca?
5. Zrobiłam gotowca w 3 tygodnie!
Jak się dzieje to wszystko na raz. Znacie to? Sierpień i wrzesień to były zdecydowanie najpiękniejsze i najgorsze miesiące tego roku.
Był to czas, kiedy musiałam w określony sposób wydatkować swoją dotację, kończył się remont flipa, więc cała wykończeniówka, zakupy z nią związane i bitwa z niewydarzoną ekipą zajmowały mi sporo czasu i nerwów, a na dokładkę inwestor, któremu znalazłam jakiś czas wcześniej nieruchomość na wynajem, poprosił mnie o pomoc przy „szybkim” odświeżeniu, bo sam nie miał na to czasu.
Wszystko działo się w jednym momencie, o śnie i jedzeniu mogłam tylko pomarzyć, ale mam ogromną satysfakcję, że tyle zrobiłam! Polecam to uczucie!
Wracając do gotowca — to było prawdziwe wyzwanie — chcieliśmy koniecznie zdążyć przed początkiem października, tak by wynająć wszystkie 5 pokoi przed startem semestru zimowego, a był już przecież początek września!
Zdecydowaliśmy więc, że generalnego remontu nie będzie – postawiliśmy na odświeżenie. Panele były ok, drzwi też, ściany krzywe, ale do pomalowania plus wymyśliliśmy trochę przeróbek w łazience.
Od momentu znalezienia ekipy do sesji zdjęciowej minął niecały miesiąc! Jeśli chodzi o remont, to była to najgorsza współpraca z ekipą remontową ever. Poważnie, ale to długa historia na inny wpis. Spaprali dosłownie wszystko, czego się dotknęli. Na szczęście dzień przed umówioną sesją fotograficzną udało mi się ściągnąć dzielnego ochotnika, który naprawił część fuszerek.
Mimo pozornego fiaska remontowego – mieszkanie wynajęło się w mniej niż tydzień (!), więc ogólnie uznaję to za sukces!
6. Zorganizowałam networking, bo w networkingach SIŁA!
W tak zwanym „międzyczasie” postanowiłam zorganizować małą imprezę – taki networking nieruchomościowy dla znajomych inwestorów i osób, które poznałam dzięki innym spotkaniom tego typu. Możecie mieć super biznes, super produkty i być świetnymi sprzedawcami jednak uważam, że nic tak nie wpływa na rozwój firmy czy też samego siebie jak kontakty z innymi ludźmi! To dzięki nim zdobywa się rekomendacje, z nimi można nawiązać najlepsze współprace, a co najważniejsze można skorzystać z ich wiedzy i doświadczenia i uniknąć wielu błędów. Pomoc znajomych osób z tej samej branży jest nieoceniona. Sama nie zliczę już, ile razy zadawałam nurtujące mnie pytania na grupach na FB, pisałam i dzwoniłam do bardziej doświadczonych ode mnie kolegów, żeby podpytać o najmniejsze detale. To jest siła kontaktów!
Mój networking był nieduży, raczej skromny i darmowy, ale jak na pierwszy raz całkiem udany! Spotkaliśmy się w „beforowni” (serio, tak się opisali na stronie) o nazwie „Woda sodowa”, na pogaduchach i jedzeniu, a po godzinie 22.00 poszliśmy w miasto, jak to na porządny networking przystało.
Na pewno zorganizuję powtórkę w przyszłości i serdecznie Was z góry na nią zapraszam!
7. Podsumowując…
Przez ostatnie 9 miesięcy przechodziłam z fazy „Rzucam wszystko – będę flipować” przez fazę „To się jednak nie da” po „Wszystko się da, jak się odpowiednio działa”. Każda była potrzebna, z każdej coś wyniosłam. Jestem trochę mądrzejsza z „tych nieruchomości”, mam na koncie flipa i gotowca, przeżyłam Urząd Pracy i rozwijam swoją pierwszą działalność. Nadal uważam się za początkującą w tej branży i czeka mnie wiele wyzwań, ale mój poziom zadowolenia na ten moment jest stabilny i to zdecydowanie najlepszy poziom. Do biznesu trzeba podchodzić spokojnie i stanowczo – stanowczo działać!
Od teraz będziecie częściej znajdować tu nowe wpisy. Kiedyś miały być bardziej dla mnie, coś w rodzaju pamiętnika. Teraz, jeżeli uda mi się zmotywować lub rozwiać nieruchomościowe wątpliwości u chociaż jednej osoby czytającej ten blog, będę more than happy!
Zachęcam więc do kontaktu, zadawania pytań, polubienia mojego fanpage’a na FB i DZIAŁANIA! – Warto.
Pokaz swoje rozlicznie podatkowe na koniec roku i łatwo będzie ocenić czy warto było rezygnować z pracy wydać kilkanaście tysięcy na szkolenia i kredyt na własna działalność .
Rafale czy to Ty? Długo nie miałeś okazji nic uszczypliwego napisać w komentarzach! Fajnie, że jesteś czujny 🙂 Nie muszę pokazywać nic poza tym co już znajduje się na blogu. Przykro mi, że masz wątpliwości co do opłacalności moich działań, ale nie martw się – ja jestem zadowolona!
Pięknie, gratulacje. Nasuwa mi się wniosek że pozytywne nastawienie/optymizm odgrywa bardzo kluczową rolę. Ma to zastosowanie w wielu dziedzinach inwestowania, ale też w życiu codziennym, w relacjach, zdrowiu itp. Oczywiście należy uwazac na przesadny optymizm, pomoże w tym chłodna analiza, realizm. Temat rzeka. Życzę sukcesów
Adam, dziękuję! Optymizm pomaga zawsze, w każdej sytuacji – pozytywne myślenie przyciąga pozytywne wydarzenia, ale wierz mi stąpam też twardo po ziemi i dużo analizuję i to chyba jest przyczyną niewielu realizacji jak na ten moment. Nie lubię działać pochopnie niestety… 🙂 Dzięki jeszcze raz za wsparcie!
Faktycznie ciężko teraz o prawdziwe okazje, ale rynek zdaje się być ciągle nienasycony i wiele osób w tym Ty także pokazujesz że się da i że dalej można co prawda już mniej ale wciąż zarobić 🙂 mogłabyś powiedzieć coś o kursie, czy dużo Ci dał wiedzy praktycznej? Czy było to strickte pod zalozenie dzialalnosci, na zasadzie ‘odbębnienia’?
Hej Kasia! Nieruchomości to tak obszerna branża, że każdy znajdzie “swoją niszę” trzeba po prostu dużo pracować żeby się przebić przez gąszcz inwestorów 🙂 Kurs dał mi dużo podstawowej wiedzy, do której sama pewnie długo bym dochodziła… Bardzo polecam tego typu kursy – nie są drogie, a dają dużo punktów zaczepienia do dalszej samodzielnej nauki 😛
Pozdrawiam ciepło! 🙂