Nazywam się Dagmara i mam 28 lat. Dorastałam i uczyłam się w Łodzi. Nadal tu mieszkam i pracuję. Przez jakiś czas, nie tak bardzo odległy, zastanawiałam się dosyć intensywnie, co ja tu jeszcze robię… Przecież studiowałam hiszpański i włoski — zawsze miałam ciągoty do ciepłych miejsc a ja, jak na złość, co roku daje się zaskoczyć naszej szarej pogodzie… Dużo znajomych z roku wcale się nie patyczkowało i jeszcze w czasie studiów wyjechało wieść lepsze życie pod palemką.
Podziwiałam i zazdrościłam.
Zadawałam sobie gorączkowo pytanie: “Co mnie tu trzyma?” – odpowiadałam: “Nic! Spakuj się Dagmara i do samolotu marsz!”. Na takich durnych dyskusjach z samą sobą zawsze się kończyło. Wydawało się to zbyt drastyczne. Bałam się takiej zmiany. Wymyśliłam sobie więc inne pytania: “Może zmienić miasto?” – W warszawie lepiej się zarabia… ”Może zmienić branżę?” — mam dosyć pracy na śmieciowej umowie w szkole językowej, a nie po to kończyłam dwa kierunki, żeby na call center słuch tracić — bo tylko taka był alternatywa dla moich językowych umiejętności… To może by się tak przebranżowić? Założyć firmę? Nie, nie przecież nie mam doświadczenia… No ale do korpo to na pewno nie pójdę! Co to to nie! Od lat wzbraniałam się rękami i nogami, żeby w korpo się nie znaleźć i korpo szczurem nie stać. Rekrutowałam się? Owszem. Chcieli mnie zatrudnić? Jak najbardziej. A co ja na to? – “NIE DZIĘKUJĘ!”.
Któregoś razu, znajomi z Warszawy zaprosili mnie na sylwestra. Organizowali taką kameralną domówkę. Jeden z nich jest programistą. Gadaliśmy sobie, tak luźno, że może ja bym mogła spróbować, że jest taki front-end na przykład, gdzie twórczością i dbałością o detale się można wykazać. Nadaję się! Coś dla mnie!
Ta myśl krążyła mi po głowie przez 3 miesiące aż w końcu, w marcu 2017 zdecydowałam się na obejrzenie pierwszych filmów instruktażowych na YouTubie. Wciągnęło mnie. Wciągnęło to mało powiedziane. Zassało. Siedziałam tak z laptopem dzień i noc i się uczyłam. Potem dla przyspieszenia sprawy poszłam na intensywny kurs do znanej szkoły. Dostałam pracę i od tej pory koduję strony internetowe. Wybrałam przebranżowienie.
Minęło kilka miesięcy, wszystko fajnie, a jednak jest niedosyt. W branży programistycznej miało być tak pięknie. Złote monety miał się sypać z nieba, jak tylko dopiszę do CV “programistka”, rekruterzy mieli dzwonić kilka razy dziennie, przebijając swoją ofertą każdą poprzednią! Cóż… Złote monety się nie sypią, a rekruterzy chyba zgubili mój numer telefonu 🙂 No dobra, tak na poważnie nie miałam wygórowanych oczekiwań, wiedziałam, że łatwo nie będzie i dopiero z czasem i doświadczeniem bramy “Programistycznego Raju” się otwierają. Nadal się uczę a pisanie kodu to świetna zabawa. Jednak miało być lepiej. Nie jest i już wiem dlaczego. To po prostu praca na etacie. Niby nie korporacja…
Lubię niezależność i kontrolę nad pracą, jaką wykonuję, a przede wszystkim kontrolę nad moim czasem. Nie ma nic gorszego niż strata czasu na czynności, które niczego mnie nie uczą!
Na etacie doświadczyłam zależności od czyichś decyzji, nie mam bezpośredniego wpływu na wybór zadań, a czas dłuży się na błahostkach. Nie zawsze, ale zdarza się. Stanęłam w punkcie wyjścia. Wróciłam do wcześniejszych pytań egzystencjalnych i zrozumiałam, że wzbraniałam się przed korpo, by być bardziej niezależną, a trafiłam do nie-korpo gdzie i tak jestem zależną.
Wniosek: Nieważne czy pracujesz w korporacji, czy w małej firmie. Jeśli jesteś na etacie, nigdy nie będziesz mieć kontroli nad swoją pracą i finansami.
Mimo tego nie żałuję, że poświęciłam czas na naukę programowania. To wspaniała sprawa, bardzo przyszłościowa z perspektywą fajnych zarobków. Nie żałuje i jeszcze nie porzucam, ale zdecydowanie zmieniłam strategię.
Przez parę ostatnich miesięcy głowa mi puchła od ciągłego główkowania, czym się mogą zająć, by odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Wiedziałam już, że praca na jakimkolwiek etacie odpada. Potrzebuję pracy spełniającej poniższe warunki:
-nie etat,
-łatwość w zwiększeniu skali przedsięwzięcia,
-perspektywa wolną czasowej i finansowej,
-kontakt z ludźmi,
-rozwój umiejętności zarządzania i planowania,
-wysokość dochodów zależna od wyników w pracy, a nie od liczby przepracowanych godzin,
-praca wpasowująca się w moje zainteresowania — coś, co polubię
-dużo wyzwań, zero nudy,
-stała możliwość rozwoju i nauki.
Najbardziej lubię się uczyć. Mam mnóstwo pasji i robiłam już w swoim życiu masę rzeczy — głównie hobbystycznie. Przez wiele lat tańczyłam hip-hop, robiłam biżuterię — miałam nawet swój własny sklep online! Projektowałam też ozdoby dla dystrybutora produktów Swarovski, byłam animatorką czasu wolnego, pracowałam jako sprzedawczyni, odnawiałam meble, szyłam, malowałam, byłam nauczycielką przez ostatnich 9 lat! Pracowałam też jako tłumacz językowy. Nauczyłam się robić rzemieślnicze mydło i przez rok produkowałam je jak szalona. Mam teraz zapas na całe życie 🙂 Za każdym razem, gdy opanowałam jakąś dziedzinę wystarczająco dobrze, szukałam nowych wrażeń. Ten typ tak już ma. Przestałam z tym walczyć, ale zrozumiałam też, że to były piękne pasje nieprzynoszące pięknych pieniędzy…
Czas przejść z amatora-hobbysty na poziom PRO, czyli rozwinięcie pięknego, ale dochodowego biznesu.
I tak po wielu miesiącach gorączkowego myślenia, w mojej parującej głowie pojawił się pomysł. W sumie to nie był nowy pomysł. Był stary. Temat często wracał, ale zawsze w kategoriach: “Gdybym tak miała pieniądze, to właśnie tym bym się zajęła… bez kapitału to nie jest możliwe”. I tak temat się kończył. Marzenia, marzeniami, zostaw duże biznesy dużym przedsiębiorcom.
To było niesamowicie błędne myślenie. Uświadomiłam to sobie przypadkowo, słuchając podcastu Pawła Albrechta na YT – “10 kroków do wolności finansowej”. Mówił: “By zacząć zarabiać na nieruchomościach nie potrzebujesz własnych pieniędzy!” Serio?! Chyba miałam ciężki dzień i mocno zmiękczony umysł, bo uwierzyłam i zaczęłam głębiej drążyć temat. Obejrzałam większość podcastów Albrechta, znalazłam też wiele innych ciekawych źródeł wiedzy (będę sukcesywnie dodawane i opisywane w zakładce WIEDZA). Zaczęłam też, z polecenia Pawła i innych związanych z tą tematyką osób, czytać odpowiednie książki. Przez odpowiednie książki mam na myśli książki znanych i poważanych autorów, o sukcesie, o zarabianiu i o tysiącu możliwości, jakie dają nieruchomości.
Znowu mnie zassało.
Miałam już cel, rozpisałam plan i zaczęłam według niego działać.
Wiem, że CEL jest trudny, a konkurencja na rynku nieruchomości jest ogromna, ale wiem też, że to zrobię!
Założyłam ten blog, by dokumentować mój postęp w realizacji celu oraz zebrać w jednym miejscu całą wiedzę potrzebną, by go osiągnąć. Ma on służyć mnie i podejrzewam, że tak też przez najbliższe miesiące będzie.
Mam jednak ogromną nadzieję, że osoby zainteresowane tematem zarabiania na nieruchomościach, znajdą tu pomocne dla siebie informacje, które pomogą im w stawianiu pierwszych kroków w tej branży.
Zachęcam do kontaktu w celu wymiany doświadczeniami, dyskusji i oczywiście wspólnej nauki i zgłębiania wszystkich dziedzin zahaczających o nieruchomości.